Pożegnalną
Mszę św. dla parafian i księży z dekanatu w intencji Księdza Proboszcza
Zdzisława Przybysza sprawował Ksiądz Biskup Paweł Socha. Przed Mszą św.
zebraliśmy się na czuwanie modlitewne. Pożegnalny czas w naszym kościele pw.
Matki Bożej Częstochowskiej był wyjątkowy, bardzo smutny, ale też podniosły
patrząc na przybyłych sześćdziesięciu kapłanów biorących udział w liturgii.
Nasze serca otwierały się na modlitewny udział i z troską każdy z osobna
oraz wszyscy razem powierzaliśmy naszego kochanego Księdza Proboszcza
Zdzisława Przybysza Panu Bogu i Matce Najświętszej, której był oddany. Słowa
podziękowań przez kapłanów i świeckich łączyły nasze serca i przybliżały
wspomnienia naszej wdzięczności.
Niech te zdjęcia, a szczególnie filmiki, które odzwierciedlają przeżywany
klimat pomogą nam być blisko naszego kochanego Księdza, tak jak On jest z nami
choć niewidzialny.
Im bardziej poznawałam ks. Zdzisława
Przybysza naszego proboszcza, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że
był człowiekiem pełnym wigoru i pasji w wykonywaniu powierzonej mu przez Boga misji.
Był człowiekiem, który nade wszystko ukochał Boga i ludzi, bez względu na to kim
oni byli. Miał ogromne serce, do którego przyciągał wszystkich, bez wyjątku. Można
Mu było powierzyć każdy problem, a On wysłuchał i starał się znaleźć najlepsze
rozwiązanie. Po prostu umiał rozmawiać z ludźmi. Ale nade wszystko był
człowiekiem bardzo skromnym.
Pamiętam, kiedy w ubiegłym roku, z okazji Święta Niepodległości po pięknym, patriotycznym
kazaniu wziął gitarę i zaczął śpiewać bardzo przejmującą pieśń, a mnie zaczęły
płynąć łzy jak groch. I kiedy po eucharystii dziękowaliśmy mu za to, uniósł
tylko ręce do góry i powiedział: to nie ja, to tam na górze. Gdy wracaliśmy do
domu zapytałam Go czyj to był tekst tej pieśni, a On stanął przede mną i odpowiedział
skromnie - mój.
Drugie zdarzenie, które zapamiętałam to był koncert pieśni patriotycznych przed naszym kościołem z okazji 100 rocznicy Bitwy Warszawskiej, który ks. Proboszcz prowadził i z nieodłączną gitarą wraz ks. Łukaszem Żołubakiem oraz zgromadzonymi wiernymi wykonywał znane wszystkim i bardzo lubiane pieśni. Po koncercie rozmawialiśmy o tym, że trochę było mało ludzi, a na to ks. Proboszcz z właściwym sobie humorem odpowiedział " pierwsze koty za płoty, zorganizujemy jeszcze niejeden koncert na przykład piosenki biesiadnej, ale to już z tańcami, a pierwszy to musi być koniecznie kankan. Jak czas pokazał był to jednak pierwszy i ostatni koncert - wielka szkoda.
Zapamiętam ks. Proboszcza za Jego wielką radość życia, ogromny dystans do
siebie i wielkie poczucie humoru. Będzie mi Go bardzo brakowało. Niech cieszy
się już teraz radością Nieba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz