List Rektora Zielonogórsko-Gorzowskiego Wyższego
Seminarium Duchownego w Paradyżu na Niedzielę Chrystusa Króla
Siostry i
Bracia, Drodzy Przyjaciele Paradyskiego Seminarium,
Usłyszana
przed chwilą Ewangelia rozbrzmiewa szyderstwem widzów patrzących na mękę
Chrystusa: Innych wybawiał, niechże teraz
siebie wybawi. (…) Jeśli Ty jesteś królem żydowskim, wybaw sam siebie (Łk
23, 35-37). I chociaż szyderstwo to
jest wyrazem niewiary w Chrystusa, to jednocześnie wyraża zagubienie i odsłania
rzeczywiste pragnienia stojącego wokół krzyża tłumu. Tłum
nie chce cierpiącego i ukrzyżowanego Mesjasza. Chce Mesjasza zwycięskiego, który
zrzuci okowy rzymskiej niewoli i będzie potężnym władcą, dającym ludowi
poczucie godności i sprawiedliwości. Słowa wykrzyczane u stóp krzyża to wyraz
dezaprobaty wobec niespełnionych przez Chrystusa oczekiwań. Świadkowie męki nie
potrafią zrozumieć, dlaczego ten, który uzdrawiał chorych, wskrzeszał umarłych
i karmił głodnych, nie ogłosił się królem, który przywróci świetność Izraela.
Jezus odrzuca jednak ten model sprawowania władzy. Jego
królowanie polega na niesieniu dobrej nowiny ubogim, głoszeniu wolności
więźniom, okazywaniu miłosierdzia grzesznikom, pochylaniu się nad najsłabszymi
i szukaniu zagubionych. Jego królowanie ma znak korony cierniowej, która
wskazuje na uniżenie i rezygnację z ziemskiego panowania. Prawie dwa tysiące
lat później żydowski filozof Martin Buber ujmie to w słowach: Sukces nie jest żadnym z imion Boga. Bóg
uniżony budzi sprzeciw tych, którzy pragną uznania w oczach ludzi, a religię
traktują jako źródło zysku.
Kościół
w swojej historii niejednokrotnie zmagał się z pokusą ziemskiego sukcesu i tryumfalizmu,
pokusą, która proponowała oparcie zbawczej misji na stanowionym prawie, potędze
ekonomicznej i prestiżu społecznym. I za każdym razem, gdy ulegał tej pokusie,
Chrystus musiał burzyć stworzone struktury. Wszystko po to, by Kościół nie
pokładał nadziei w rydwanach i koniach współczesnych mu faraonów, ale swoją siłę
czerpał z Chrystusa ukrzyżowanego, a przez to bardziej jaśniał pięknem
Ewangelii. Dopiero bowiem, gdy Kościół oprze się na środkach ubogich, dialogu i
świadectwie wiary, gdy na swoje sztandary wpisze Boże miłosierdzie, to wtedy
ukaże swój największy skarb – Chrystusa, który przyniósł dobrą nowinę i
prawdziwe wyzwolenie.
Pokusa
tryumfalizmu może rodzić się także w osobach duchownych. Dzieje się tak wtedy, gdy
kapłan jest zamknięty w sobie, we własnych horyzontach, gdy nie radzi się, nie
daje miejsca innym, zwłaszcza świeckim, nie uznając ich roli w misji Kościoła,
wreszcie gdy próbuje przejąć władzę nad sposobem myślenia powierzonych mu ludzi.
Pokusa pychy zwycięża, gdy kapłan uważa, że z powodu święceń jest kimś lepszym
niż inni wierni, gdy zamienia posługę i towarzyszenie na drogach wiary na sposób
życia daleki od ewangelicznej miłości bliźniego.
Tymczasem
świat nie potrzebuje władców, ale uczniów zakochanych w Chrystusie. Potrzebuje
tych, którzy
dla Chrystusa są zdolni do autentycznego świadectwa, którzy nie tyle wskazują
grzechy innych, co raczej sami nawracają się, którzy wreszcie nie pragną
ziemskiej władzy i znaczenia, ale gotowi są do bezinteresownej służby Ludowi
Bożemu. W istocie kapłan istnieje po to, aby naśladować
Jezusa. On, czując na sobie spojrzenia chorych i tych wszystkich, którzy Go
szukali, pokazywał zawsze miłosierne oblicze Boga Ojca, uzdrawiając dusze,
wybaczając grzechy, głosząc Królestwo Niebieskie, nie wypędzając nikogo, ale
zawsze przejmując się do głębi ich potrzebami i pomagając im wzrastać.
Zmarły w tym
roku założyciel wspólnot Arka Jean Vanier tak pisał: Ksiądz, jakiego dzisiaj potrzebujemy,(…) powinien uobecniać Jezusa „cichego i pokornego serca”. Powinien
być znakiem dobroci, miłości i przebaczenia. A idąc jeszcze dalej -
człowiekiem, który zgadza się być dla ludzi ojcem (…). Ksiądz ma być „Dobrym Pasterzem”, zawsze do dyspozycji, zawsze gotów
wysłuchać i towarzyszyć. Nie wchodząc w rolę kompana, niech będzie
obliczem Chrystusa cichego i o pokornym sercu. Niech karmi Eucharystią,
Słowem Prawdy i Pojednaniem. (…) Gdy
tylko ktoś doświadcza cierpienia czy nędzy, kapłan powinien być przy nim.
W obliczu tych słów być może dotyka
nas refleksja: Czy te pragnienia nie wydają się być zbyt wygórowane? Skąd mają
pochodzić tacy kapłani? Jak młodemu człowiekowi, który z odwagą, ale i często
niepewnością próbuje iść za głosem powołania, ukazać ideał kapłańskiej służby? Jak
sprawić, by był człowiekiem o otwartym sercu i umyśle?
W odpowiedzi przywołajmy słowa św.
Augustyna, który już w V w. w Kazaniu o
Pasterzach tak pisał: Niewątpliwie,
jeśli owce są dobre, dobrzy są także i pasterze, ponieważ dobrzy pasterze
wywodzą się z dobrych owiec. A zatem, jeżeli tęsknimy za kapłanami pełnymi
miłości, dobroci i ofiarności, to takie muszą być nasze rodziny, parafie,
wspólnoty i środowiska, w których żyjemy. Miłości do Boga i ludzi, jako
naturalnej i oczywistej postawy, człowiek uczy się bowiem już od początku
swojego życia.
Dzisiaj jednak,
gdy narasta kryzys relacji międzyludzkich – począwszy od tych podstawowych,
czyli w gronie rodziny, poprzez szkolne i zawodowe, aż po ogólnospołeczne, gdy
religia i moralność stają się kwestiami marginalnymi i prywatnymi, wybieranymi
dowolnie i selektywnie, gdy powoli, ale systematycznie rozpowszechnia się styl
życia taki, jakby Boga nie było, tym bardziej znacząca staje się rola
Seminarium. Jest ono już nie tylko miejscem formacji duchowej i intelektualnej,
ale przede wszystkim tej ludzkiej, która ma prowadzić do dojrzałego człowieczeństwa
i jednocześnie stanowić niezachwiany fundament dla stawania się uczniem
Chrystusa i upodobnienia się do niego. Tylko wtedy możliwe są: wiara w
Ewangelię, nawracanie się, zaparcie się siebie i opuszczenie wszystkiego, do
czego przywiązane jest serce. Tylko wtedy możliwe jest uczynienie z własnego
życia daru dla innych.
Takie Seminarium
może istnieć tylko dzięki trosce całej wspólnoty Kościoła. Dlatego dzisiaj chcę
Wam, siostry i bracia, podziękować za modlitwę, za składane ofiary i
towarzyszenie tym, którzy weszli na drogę powołania. Dziękuję kapłanom,
wspólnotom parafialnym, Przyjaciołom Paradyża, chorym, cierpiącym, wszystkim,
którzy wspierają nasz dom. To także dzięki Wam w ubiegłym roku kolejni kapłani
rozpoczęli posługę w naszej Diecezji. Dzięki Wam nowi alumni mogą modlić się,
rozwijać swoje powołanie oraz zdobywać wiedzę uniwersytecką. Poprzez swoją
pomoc stanowicie istotną część naszego domu formacyjnego.
Musimy jednak zdawać
sobie sprawę z kryzysu powołań, który dotknął także naszą Diecezję. Co prawda Bóg
nieustannie powołuje do służby w swoim Kościele, ale wiele młodych osób nie
chce słyszeć Bożego wezwania, bądź nie ma wystarczającej odwagi, by podążyć za
głosem powołania. Dlatego chcemy modlić się przede wszystkim o to, by młodzi
ludzie nie bali się wejść na drogę powołania, by mieli marzenia, które będą
chcieli zrealizować w Kościele i nie bali się podjąć ryzyka stania się uczniem Chrystusa.
Nasze wołanie w
intencji młodych ludzi chcemy zanosić za wstawiennictwem Matki Bożej, przed
której wizerunkiem modlimy się każdego dnia. Już teraz w naszym seminaryjnym
domu prosimy o jej wstawiennictwo, a uczynimy to wobec całego Kościoła diecezjalnego,
gdy w pierwszą sobotę października 2020 r. wizerunek Matki Bożej Paradyskiej będzie
ukoronowany, a kościół zostanie podniesiony do rangi sanktuarium. To Maryi
bowiem chcemy zawierzyć sprawę powołań kapłańskich w naszej Diecezji.
Jednak już dzisiaj,
w imieniu całej wspólnoty seminaryjnej, proszę o modlitwę każdego dnia, podczas
każdej Mszy św., proszę księży i wiernych świeckich, by wezwania za nasze
Seminarium i o nowe powołania rozbrzmiewały podczas każdej modlitwy
powszechnej, pierwszoczwartkowej adoracji oraz na spotkaniach wszystkich
parafialnych wspólnot. Jedynie modlitwa pozwoli nam upodobnić się do Chrystusa,
który przygarnia wszystkich, także tych, którzy nie potrafią jeszcze przyjąć
Jego miłości. Dlatego wszyscy wpatrujemy się dzisiaj w Jego krzyż, ale
wpatrujemy się z nadzieją, że ten, który umarł za nasze grzechy, troszczy się o
swój Kościół, więc również i o to, by nie zabrakło nam świętych pasterzy. To co
my możemy zrobić, to jak pisze św. Paweł, nie
zniweczyć Chrystusowego krzyża (1 Kor 1, 17), bo on nie jest symbolem
władzy, ale miłości, która stoi u początku każdego ludzkiego powołania.
Ks.
dr Dariusz Mazurkiewicz
Rektor
Zielonogórsko-Gorzowskiego
Wyższego
Seminarium Duchownego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz